Galaktyka Imprez:

WSPIERAMY

EKO
NGO

LIDZBARK WARMIŃSKI

Pół wieku w służbie chorym

WARMIŃSKO-MAZURSKA IZBA LEKARSKA
Przez pół wieku służyli społeczeństwu, lecząc, diagnozując i operując. Niektórzy z nich wciąż nie myślą o emeryturze, kontynuując pełnienie swojej misji z pasją i poświęceniem. Warmińsko-Mazurska Izba Lekarska przyznała lekarzom-jubilatom zasłużone wyróżnienia.

Piotr Harasim, Telewizja Kopernik: Odbiera Pani piękne wyróżnienie – 50 lat pracy w zawodzie. Czym dla Pani jest właśnie taka nagroda?

Bożena Jacewicz-Ciszak, emerytowany lekarz: To niekoniecznie jest 50 lat pracy w zawodzie, dlatego że ja już nie pracuję parę lat. Taka specjalność, że to raczej się nie wytrzymuje do końca, a poza tym zmęczenie zawodowe czy wypalenie to też ma swoje znaczenie. Zawód? No taki sobie wybrałam i byłam całe życie z niego zadowolona, bo może chirurgia nie jest takim estetycznym zajęciem powiedziałabym, ale efekty to moim zdaniem tylko w zabiegówce są takie, które cieszą szybko i na długo dlatego, że nawet drobna operacja, jak wyrostek, to jest ratowanie życia, a interniści nie mają takiej satysfakcji, chociaż oni może inaczej myślą, to już jest kwestia względna, ale niewiele chorób można u człowieka chorego internistycznie wyleczyć, bo mi chodzi nie o leczenie, no bo leczyć można długo, ale efekty. Zapalne sprawy można wyleczyć na internie, można wyleczyć też inne sprawy, ale takie efekty, jakie daje chirurgia, nie daje nic i tak sobie od początku wybrałam i tak do końca wytrwałam w tej chirurgii.

Pamięta Pani początki w tej specjalizacji?

Pamiętam, bo miałam wspaniałego szefa i takiego już potem nigdy nie miałam. Mówię tak otwarcie, dlatego że moi wszyscy szefowie już nie żyją, więc nikt nie będzie się czuł dotknięty, ale robiłam specjalizację u dr. Pimpickiego, to jest legenda Olsztyna, a poza tym, że był wspaniałym chirurgiem, to był wspaniałym człowiekiem i wspaniałym szefem, także miałam przyjemność pod jego ręką się uczyć chirurgii, choć przygarniałam się do tej chirurgii już na studiach, bo pierwszy wyrostek taki może nie całkiem samodzielny, no bo mnie prawie za rękę trzymał kolega starszy, to robiłam na piątym roku w Bydgoszczy na zajęciach pogotowianych, tam była sala operacyjna, ponieważ byłam w żeńskiej podgrupie, więc nie bardzo się ktoś przygarniał do chirurgii, raczej każdy tak z daleka, więc jak się zorientowali prowadzący zajęcia, że ja mogę i zszyć, i zrobić, i gips założyć, bo się już tego zdążyłam na praktykach nauczyć, to mnie tam przygarniętą i w prezencie na moje imieniny pozwolono mi zrobić operację wyrostka.

Pani doktor, co przez te wszystkie lata było największym wyzwaniem?

Największym wyzwaniem to jest chyba to, że kobieta na chirurgii, to jest jedno wyzwanie. Jest to ciężka praca i nie wiem, czy bym drugi raz zaczynała, czy bym akurat wybrała taką chirurgię ogólną, może wybrałabym coś drobniejszego, trudno mi powiedzieć. W każdym razie takie wyzwanie – trzeba się uczyć, trzeba zawsze być w pracy, czy masz dobry humor, czy nie, czy jesteś zmęczony czy nie, trzeba trochę tej nadziei w pacjenta włożyć, powiedzieć no i tak to czasami idzie, czasami jest trudno, ale tak jak mówię, satysfakcji miałam na tyle dużo, że jakoś nigdy mnie to nie stresowało, że to ciężko pracować, zresztą zmieniłam szpital, potem zmieniłam znowu. Tak się złożyło, że zaczęłam w Szpitalu Miejskim i skończyłam w Szpitalu Miejskim, ponieważ w międzyczasie byłam długie lata w Kolejowym i ten szpital zamknięto, przekształcono w drugi, Miejski, ale co chcę powiedzieć, bo tak to dla mnie śmiesznie wyszło, że ja w tym samym gabinecie zaczęłam pracę i w tym samym skończyłam, dokładnie w tym samym pokoju.

Dziękuję za rozmowę.